Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kapliczki, figury i krzyże przydrożne Zamojszczyzny. Ten region jest nimi usiany. Niektóre mają podobno cudowną moc

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
„Święty Janie! Edyta, Jarek, Karolina i Ryszard proszą o zdrowie”, „Daj mi dobrą szkołę”, „Chroń nas od wypadków”, „Niech Magda zostawi Wiktora w spokoju!” — takie i inne prośby można było znaleźć w tzw. księdze w wpisów w kapliczce św. Jana w Stawie Ujazdowskim Kolonii w gminie Nielisz.

Mieszkańcy gminy Nielisz wierzą, że w niektórych miejscach woda ma właściwości lecznicze czy wręcz cudowne. Podobno tak jest np. w Stawie Ujazdowskim Kolonii. Jest tam kapliczka, a obok źródełko. Z wodą. Niezwykłą.

— Woda ze źródełka leczy reumatyzm i choroby skóry. Ja tego nie doświadczyłam, ale o tym w okolicy mówi się od dawna — opowiadała nam kilka lat temu Józefa Świstowska, mieszkanka miejscowości Staw Ujazdowski. 

— Ta woda pomaga! Bo wiara czyni cuda! — tłumaczyła także Krystyna Antoszczak ze Stawu Noakowskiego Kolonii.

Znak od Boga

Do źródełka z tzw. żywą wodą od św. Jana nie jest trudno trafić. Jakiś czas temu przy okolicznych drogach ustawiono specjalne drogowskazy. Prowadzą one do źródełka w Stawie Ujazdowskim Kolonii pątników i turystów. Trzeba znaleźć polną drogę, która latem między łanami zbóż, poletkami tytoniu i rozległymi łąkami prowadzi do miejsca, gdzie, jak mówią, mieszka św. Jan. Jego „dom” to niewielka kapliczka. Obok niej ustawiono kilka krzyży. 

— To piękne, magiczne miejsce. Nawet jeśli ktoś nie wierzy w cuda, znajdzie tutaj chwilę wytchnienia i napije się krystalicznej wody — mówi pan Dariusz, którego spotkaliśmy przy Janowej kapliczce.

Miejscowi zapewniają, że woda przy kapliczce ma cudowne właściwości. Okoliczni rolnicy „od zawsze” leczyli się tutaj m.in. z reumatyzmu — woda nazywana jest gośćcową, bo pomaga podobno na tzw. gościec stawowy, oraz dolegliwości skórnych. Jeszcze przed II wojną światową do tego miejsca przyjeżdżały tłumy wiernych. Wielu zostało uleczonych.

Jednak historia tego miejsca jest dłuższa. W 1915 r. Paweł Winiarczyk oraz jego syn Maciej wybudowali przy źródle (na zlecenie miejscowego dziedzica), niewielką drewnianą kapliczkę. Ustawiono w niej figurę św. Jana o wysokości ok. 1 metra. Według legendy przypłynęła ona do tego miejsca „nie wiadomo skąd” jednym z okolicznych strumyków.

Obok pojawiła się też skarbonka, do której wierni wrzucali pieniądze, potem pili wodę ze źródła, a następnie w zaroślach porzucali swoje chustki, koszule czy inne części garderoby. Dlaczego? Bo wierzyli, że wraz z nimi zostawiają św. Janowi swoje choroby („a on już dobrze wiedział co z nimi zrobić”). Jak wspominają miejscowi, co miesiąc przyjeżdżał potem szmaciarz i zbierał kilka worków ubrań.

W 1935 r. potężny, wierzbowy konar spadł na kapliczkę i ją zniszczył. Przez ponad 60 lat nikt jej nie odbudował. Dopiero pod koniec ubiegłego stulecia zrobił to Mieczysław Krawczyk, jeden z okolicznych gospodarzy. Jak opowiadają miejscowi, źródło zaczęło bić wówczas z nową siłą. Poczytano to za znak od Pana Boga. W kapliczce zawieszono obraz, który przedstawia chrzest św. Jana nad rzeką Jordan. Na obrazie obok postaci świętego przedstawiono nowy kościół p.w. świętego Jana Chrzciciela w Stawie Noakowskim. Jakiś czas temu kapliczkę ponownie przebudowano. Teraz jest ona obszerniejsza.

Najlepiej modlić się tuż przed wschodem oraz o zachodzie słońca. Wtedy trzeba też pić wodę „żywą”, która o tych porach ma dziwną moc. A zdecydowanie największą siłę posiada 24 czerwca, w dzień św. Jana. Podobnie jest też w Wielki Piątek, w Wielką Niedzielę oraz 29 sierpnia (według tradycji wtedy św. Jan dokonał żywota).

— Ale święty Jan nie lubi niedowiarków i im nie pomaga. Trzeba też przyjść do niego z otwartym i czystym sercem. O to dziś coraz trudniej — tłumaczy jeden z okolicznych gospodarzy.

Lud tłumnie się gromadzi

Na Zamojszczyźnie takich cudownych źródełek nie brakuje. Wiadomo to od wieków. Biją m.in. w Krasnobrodzie (tamtejsza woda pomaga na dolegliwości skórne), w Siedliskach w gminie Lubycza Królewska, w Radecznicy, w Dańczypolu w gminie Grabowiec oraz w Sławęcinie w gminie Skierbieszów.

Tak w drugiej połowie XIX w. pisał o jednym z zamojskich „zdrojów” Oskar Kolberg: „Lud tłumnie się tu gromadzi w d. 2 sierpnia, zwiedza kapliczki wśród lasu rozrzucone lub tłoczy się u zdroju przez świętego Patrona (chodzi o św. Antoniego — dop. autor) poświęconego i czerpie świętą wodę w naczynia jako cudowne lekarstwo na wszelkie niemoce, a z studzienki pod kapliczką w kącie ocembrowanej, pije wodę czytając napis nad obrazem: Kto tę wodę piję, taki długo żyje itd.”.

Są też na Zamojszczyźnie „wodne” miejsca nawiedzone, do których lepiej nocą nie zaglądać. To m.in. malownicze, leśne jeziorko Sodoma w Kolonii Zamszany w gminie Nielisz. Legendy głoszą, że obok tego miejsca ukazują się nocami tajemnicze stwory i zjawy. Znawcy tematu twierdzą jednak, że są to… wędkarze, którzy upodobali sobie ten zakątek i rozpuszczają wieści o duchach i utopcach. Ot tak, dla świętego spokoju.

„Figurą nazywają włościanie krzyż Pański, znak i przypomnienie męki Zbawiciela. Lecz nazywają także figurą kapliczki małe, np. św. Jana, Matki Boskiej Bolesnej i różnych Świętych, przy gościńcach, albo przy drożynach w miejscach na to wybranych stawiane przez pobożnych fundatorów, którymi prawie zawsze są (dziś) włościanie — pisał w 1884 r. Oskar Kolberg w tomie swoich dzieł, który poświęcił Lubelszczyźnie. — Figury krzyżów nazywają także Bożą-męką, i nadają jej jeszcze przymiotniki pochodzące od materyałów z jakich są robione lub jakiemi ozdobione np. murowana Boża Męka, blaszana Boża-męka, żelazna Boża-męka itd.”.

Twarze brodatych mężczyzn

Jedną z najstarszych, murowanych „Bożych-męk” w naszym regionie możemy nadal oglądać przy ul. Świętego Piątka w Zamościu. To jedna z najciekawszych budowli w Zamościu. Z XVII-wieczną figurą świętego Piątka wiąże się wiele legend i opowieści. Jest okazała, ma ok. 7 metrów wysokości. To ośmioboczny cokół, który podtrzymuje kapliczkę ze scenami Męki Pańskiej.

Można na niej także zobaczyć wyrzeźbione twarze brodatych mężczyzn. W źródłach pisze się o nich jako o „maskach”. Robią one dość niezwykłe, trochę pogańskie wrażenie. Bo niektóre surowe twarze przypominają jakby wyobrażone przez Greków oblicza Zeusa i jego olimpijskich boskich podwładnych (może to skojarzenie jest nie na miejscu, ale samo się nasuwa). Tego typu oblicza można także zobaczyć w innych miejscach miasta. Są one podobne do płaskorzeźb umieszczonych m.in. w zamojskiej katedrze oraz w sieniach staromiejskich kamienic. Możliwe, że wszystkie powstały w warsztacie Jana Wolffa, XVII-wiecznego zamojskiego dekoratora.

Tak czy owak uważa się, że kapliczka miała charakter wotywny. Z jakiego powodu? Według jednej z legend ufundował ją pewien bogaty kupiec ormiański, który w Wielki Piątek (stąd prawdopodobnie dziwna nazwa tej figury) został w tym miejscu napadnięty przez zbójów. Cudem udało mu się wyjść cało z opresji. Dlatego z wdzięczności za „boską interwencję” wystawił murowaną kapliczkę. Według innej legendy w tym miejscu, za murami Zamościa wykonywano w piątki wyroki śmierci. Sceny Męki Pańskiej miały być może ułatwić skazańcom przejście z rogatek miasta… w zaświaty. Tę wersję mogą potwierdzać szczątki ludzkie, które w latach 20. ub. wieku Jan Altmajer, jeden z okolicznych mieszkańców, znalazł podczas sadzenia drzew w pobliżu figury.

Jak wyliczył w jednej ze swoich książek zamojski historyk Krzysztof Czubara, należały one do co najmniej kilku, a może kilkunastu osób. Te kości w asyście księdza zostały ponownie pochowane w ziemnym kopcu, na którym stała niegdyś ta niezwykła figura. Nie tylko one się tam znajdują. „W latach dwudziestych XX stulecia wąską i niebrukowaną ul. św. Piątka wykładano białym kamieniem — pisał Krzysztof Czubara. — Podczas prac odnaleziono płytko zakopane pod ulicą i ciasno poukładane ludzkie szkielety. Robotnicy bezceremonialnie ściosywali te szczątki łopatami i gdzieś wywozili. Potem zasypali te miejsca piaskiem i ułożyli kamienie (ulica została nimi wówczas wybrukowana — dop. autor)”.

Tajemnic jest więcej. W okolicach figury św. Piątka oraz przy ul. Orlej znajdują się podobno dawne lochy i tunele. Opowiadają o nich okoliczni mieszkańcy. Są to prawdopodobnie stare wyrobiska kamienia. Czy ich budowę można jakoś wiązać z figurą św. Piątka? Nie wiadomo.

— Może pogrzebano przy niej budowniczych tych tuneli, którzy zginęli podczas prac. Niewykluczone też, że w sąsiedztwie figury pochowano ofiary jakiejś epidemii. Wiele ich przecież było kiedyś w Zamościu — zastanawia się jeden z mieszkańców domu przy ul. św. Piątka. — Wiadomo też, że szczątki ludzkie były kiedyś wykopywane w różnych miejscach tej części miasta, np. w ogródkach czy sadach. Ludzie nie bardzo wiedzieli, co z nimi zrobić. Dlatego grzebano je przy tej kaplicy.
— Powierzano je opiece świętego Piątka — dodaje jedna z okolicznych kobiet. — Ale z tego, co wiem, nie ma takiego świętego.

Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą

„Pobożnych ludzi zwyczajem jest, że przed figurą czapki zdejmują, żegnają się, pacierze mówią. Opowiadają o pewnym znakomitym Żydzie kupcu ze Szczebrzeszyna, który już nie żyje, a który odbywając w interesach różne podróże, jeżeli miał furmana chłopa katolika, a ten gdy jechał około figury a czapki nie zdjął, już dalej z nim jechać nie chciał, jako z człowiekiem nie mającym wiary: — opowiadał Oskar Kolberg w drugiej połowie XIX w. Dodawał: „Najwięcej można widzieć figur na krzyżowych drogach, czyli jak oni lepiej mówią: na rozstajach. A podróżny pytając się (we wsi) o drogę (za wsią i dalej), zyskuje odpowiedź: od figury trzeba się wziąść na prawo, albo na lewo, albo średnią drogą”.

Jak zauważył Kolberg, figury w dawnych czasach stawiano w naszym kraju z różnych powodów. „Jeden stawia dla tego, aby złe z krzyżowej drogi ustąpiło; — drugi, żeby mu się dzieci dobrze chowały, bo już troje zaprowadził do grobu; — inny, żeby mu się wiedła pasieka i owoce — tłumaczył ten niezwykły uczony. –To jednakże uważają, za rzecz pewną, iż gdy komu dziecię umrze, a zaraz postawi figurę, już mu potem żadnego (dziecięcia) Pan Bóg nie zabierze”.

Nic dziwnego, że Zamojszczyzna jest wręcz usiana kapliczkami, krzyżami, figurami św. Jana Nepomucena czy m.in. frasobliwymi Chrystusami. Można je oglądać wśród pól i lasów czy przy wiejskich drogach niemal w każdej miejscowości.

„Stare te zabytki wiejskiej sztuki i budownictwa giną z rokiem każdym i przyjdą czasy, w których z powodu samej starości zginą zupełnie — wieszczył w 1900 r. Zygmunt Gloger. — Dopóki więc istnieją tu i ówdzie, choć nie zawsze piękne lub ciekawe, ale zawsze dające obraz miejscowej kultury, powinny być ołówkiem lub fotografją odtworzone i zebrane z całego kraju”.

Zagrożone były też zwyczaje związane z figurami. Niektóre z nich miały dość dziwny, osobliwy charakter. Tak było także w naszym regionie. „Zgrozą napełnia przechodnia przyczepianie szmat do figur z uprzedzenia, iż ten kto swoją szmatę uczepił, pozbędzie się brzydkiej i uporczywej choroby (…) — notował Oskar Kolberg. — Mówią, że w samą północ i w samo południe, nikt nie potrafi obejść dziewięć razy figury przeciw wschodu słońca, a patrząc na jej wierzchołek; bo już za siódmym razem taki strach bierze człowieka, że aż włosy wstają na głowie. Za dziewiątym razem chwyta człowieka za bary czyli za ramiona lucyper i pyta: czego potrzebujesz? — Wszystko natenczas od niego mieć można, ale z duszy kwita”.

Ta opowieść naprowadziła Oskara Kolberga na pewien wniosek. „Może z powodu takich zabobonów urosło przysłowie: Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą?” — zastanawiał się.

Niezwykły krzyż z Jacni

— Każda kapliczka czy krzyż upamiętniają ważne wydarzenia dla wiejskich społeczności lub dla poszczególnych rodzin. Są też oznaką naszej religijności. Wiele z nich jest po prostu pięknych — tłumaczył w 2014 r. 78-letni Kazimierz Bukryj z miejscowości Sól w gminie Biłgoraj.

Słowo „kaplica” pochodzi podobno od łacińskiego wyrazu „cappa”, czyli płaszczyk. Tą nazwą określano kiedyś małe budynki, drewniane szopki i daszki, które miały chronić jakieś „świętości”. Jak tłumaczy Gloger — ludzie bogaci stawiali takie budowle przy pałacach, dworach czy domostwach. Ubodzy budowali natomiast skromne daszki nad figurami świętych, swoich patronów. Nazywali je zdrobniale kapliczkami. „Pobożna szlachta, mieszczanie i kmiecie, budowali wszędzie takie kapliczki i figury. Przy każdym miasteczku i dworze, wsi i drogach rozstajnych znajdowało się po kilka” — tłumaczył Gloger.

Nie wszędzie były takie same. Przy mostach i brodach stawiano kapliczki z figurami Jana Chrzciciela, a w okolicy bagien i rozlewisk — Jana Nepomucena. Wspomagały ich inne religijne „budowle”. Gdy np. pojawiały się jakieś wieści o epidemiach, ustawiano je z różnych stron miast i wsi.

Na skrzyżowaniu dróg w Jacni w gminie. Adamów stoi jeden z takich krzyży, o trzech poprzecznych ramionach. Niektórzy błędnie kojarzą go z prawosławiem. To jednak katolicki krzyż (można powiedzieć, że do specjalnych zadań), który miał właśnie chronić ludzi m.in. przed zakaźnymi chorobami. Krzyż stoi tam od niepamiętnych czasów. Wykonano go z drewna, dlatego co kilkadziesiąt lat trzeba go wymieniać. — Jest czymś w rodzaju symbolu naszej miejscowości. Ludzie się pod nim modlą, ale czy ma on jakieś inne właściwości niż zwykły krzyż? Nie umiem powiedzieć — zastanawia się 40-letni mieszkaniec Jacni.

— To jest karawaka — tłumaczyła nam dr Agnieszka Szykuła-Żygawska, historyk sztuki oraz autorka kilku książek dotyczących m.in. kultury materialnej Zamojszczyzny. — Podobny krzyż stoi także przy ul. Młyńskiej w Zamościu.

O dziejach krzyża zwanego karawaką pisał pod koniec XIX w. Zygmunt Gloger. Według tego uczonego nazwa pochodzi od miasteczka Caravaca w Hiszpanii. Tam prawdopodobnie jeszcze w XVI w. stanął krzyż o dwóch poprzecznych ramionach. Uznano, że ma cudowną moc. Dlatego ludzie modlili się przy nim, prosząc o uwolnienie od różnych, zwłaszcza zakaźnych, chorób. ”(Krzyż) stał się głośnym (ze swojej skuteczności) zwłaszcza (w) r. 1545 we Włoszech, podczas zarazy morowej w mieście ówczesnego soboru (w) Trydencie (…) — pisał Gloger. — Wówczas pielgrzymi zaczęli przynosić do Polski relikwiarzyki w kształcie małych krzyżyków tej samej formy i tak samo nazywanych”.

Tak karawaki trafiły także na Zamojszczyznę. A że chorób zakaźnych u nas w dawnych czasach nie brakowało, ludzie zbijali duże drewniane krzyże w takiej formie i stawiali je przed swoimi wsiami i miastami, czasami z kilku stron. Wierzyli w ochronę, którą miały one zapewniać. Tyle że karawaka z Jacni różni się od tych hiszpańskich, bo ma trzy poprzeczne belki zamiast dwóch.

Pan Pana wybawił

Drewniane krzyże mają krótki żywot. A zwykle im są starsze, tym niższe. Tłumaczył to „zjawisko” Zygmunt Gloger: „Krzyże stawiano z drzewa przy wioskach, drogach i rozstajach bardzo wysokie, a to dlatego, żeby w miarę ugniwania można je było wielokrotnie na nowo zakopywać, dopóki zupełnie nie zmalały. To zakopywanie i podbieranie starych krzyżów odbywało się zwykle po dniu zadusznym w jesieni”.

Dysponujemy zdjęciem karawaki w Jacni z lat 70. ub. wieku (pochodzi ze zbiorów Adama Gąsianowskiego). Na pewno był to inny krzyż od tego, który stoi tam teraz — stary zapewne spróchniał. Nie zawsze jednak mieszkańcy Zamojszczyzny stare krzyże odnawiają. Jak zauważyła Agnieszka Szykuła-Żygawska, w niektórych miejscowościach, np. w sąsiedztwie podzamojskich Cześnik, można zobaczyć drewniane krzyże, których belki poprzeczne znajdują się tuż nad ziemią. Jak to możliwe? Po prostu mieszkańcy okolicznych miejscowości co jakiś czas krzyże skracali i nie postarali się o postawienie nowych.

— U nas ludzie o krzyże dbają. Bo dobrze żyje się w ich sąsiedztwie… Jeszcze jeden taki krzyż z poprzecznymi belkami można zobaczyć w innym miejscu wsi, na skraju lasu, od strony nowego zalewu. On także jest dość wysoki — chwali się jeden z mieszkańców Jacni.

Krzyże ustawiano często na rozstajach dróg, które były ulubionymi miejscami nieczystych mocy. Tam pojawiały się także figury Matki Boskiej czy różnych świętych (fundowano je np. w podzięce za uratowanie zdrowia, szczęśliwe małżeństwo itd.), a także np. figury Chrystusa Frasobliwego. Zbawiciel był przedstawiany zawsze w pozycji siedzącej, z głową wspartą na dłoni. Dumał podobno nad „nędzą polskiego ludu”. Im okolica była biedniejsza, tym stawiano ich więcej. „Były to zwykle rzeźby z drzewa, bez wartości artystycznej; zdarzały się jednak niekiedy, lubo rzadko, roboty poprawne” — tłumaczył Zygmunt Gloger.

Niektóre takie „poprawne” figury były okazałe. Zwykle nie fundowali ich jednak chłopi. Taki napis można było przeczytać na jednej z nich: „Jak długie senatorskie życie — Pan wie, bo go uchował od bystrej rzeki — Tanwie. A że Pan Pana od śmierci wybawił przeto Pan Panu figurę postawił” — figurę z takim napisem miał według Oskara Kolberga ufundować w okolicach Księżpola Feliks Antoni Łoś (1737–1804), dumny senator, generał wojsk koronnych, kasztelan oraz właściciel pałacu w Narolu. Była to podzięka za wybawienie go od utonięcia w nurtach Tanwi, która wezbrała na wiosnę.

Najwięcej kaplic i krzyży można podobno zobaczyć na Zamojszczyźnie w gminie Biłgoraj, np. w miejscowości Sól. W niektórych miejscach stoją one niemal przy każdym domostwie, w odległości kilkudziesięciu metrów od siebie. Część z nich ma ponad stuletni rodowód, i podobno często stoi w miejscu tych, które były tam wcześniej.

— Przy drodze z naszej wsi do miejscowości Ciosmy stała piękna, stara kapliczka. Odwiedzałem ją często będąc dzieckiem. Upamiętniała potyczkę powstańców z jakimś rosyjskim oddziałem w powstaniu styczniowym — wspominał kilka lat temu w rozmowie z nami Kazimierz Bukryj z Soli. — Kapliczka się rozpadła. Szkoda.

— Jednak w naszej miejscowości powstają nowe krzyże i kaplice — dodała pani Leokadia z Soli. — Z różnych przyczyn. Jedna z rodzin np. postawiła w swoim ogródku kapliczkę, gdy ich dziecko ciężko zachorowało. Była to prośba do Boga o pomoc. Dziecko zmarło, ale ludzie nadal się w tym miejscu modlą, także za dusze zmarłego. Kapliczka przypomina nam o innym, lepszym świecie.

Z lwicą u stóp

Szacuje się, że tylko w powiecie biłgorajskim istnieje nadal prawie 1500 takich sakralnych budowli. Na brak krzyży i świątków nie mogą też narzekać m.in. mieszkańcy Tomaszowa Lubelskiego. Niektóre z nich są nietuzinkowe. Na skwerze przy ul. Lwowskiej stoi pochodząca z 1782 r. figura św. Tekli. Ma ona podobno chronić mieszkańców miasta od dręczących ich chorób, także zarazy, wojen czy innych nieszczęść. Święta przedstawiona jest z lwicą u stóp.

W Kolonii Kryłów można natomiast zobaczyć niezwykłą figurę św. Mikołaja. Leży przy niej kamienny wilk. Wierzono, że w tym miejscu mogą odnaleźć pomoc ślepcy oraz ludzie sparaliżowani. Wystarczyło, by podczas księżycowej nocy wykąpali się w świętej wodzie i zaraz wracali do zdrowia. Nie tylko oni. „Na tym wilczym uroczysku dochodziło również do uzdrowienia niemocy płciowej — pisał ks. Waldemar Malinowski. — W tym celu niepłodna kobieta rozbierała się do naga i okrakiem siadała na wilku, całowała go w łeb, głaskała po brzuchu, potem wskakiwała do cudownego stawu”.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kapliczki, figury i krzyże przydrożne Zamojszczyzny. Ten region jest nimi usiany. Niektóre mają podobno cudowną moc - Zamość Nasze Miasto

Wróć na kazimierzdolny.naszemiasto.pl Nasze Miasto