Po wprowadzeniu zakazu sprzedaży nocnej alkoholu mniej interwencji policji. Ale czy spokojniej?

- Mieszkam w okolicy sklepu całodobowego w Puławach, gdzie w weekendy od godz. 23 do późnej nocy przesiadują młodzi ludzie. Często hałasują tak, że zwracam im uwagę. To jednak nie pomaga, a gdy straszę ich policją, dopiero po jakimś czasie się rozchodzą. Zakaz sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych miał rozwiązać ten problem. Mimo to, chyba nie działa - skarży się nasz czytelnik.

Zakaz, o którym mowa, zaczął obowiązywać w Puławach 8 czerwca tego roku. Od tego dnia, sprzedaż alkoholu w sklepach całodobowych i na stacjach benzynowych kończy się o godzinie 23, a zaczyna o 6 rano. Wprowadzono go na prośbę mieszkańców, którzy mieli dość nocnych awantur wywoływanych przez imprezujących pod ich oknami klientów „monopoli”. Za zakazem sprzedaży alkoholi w godzinach nocnych na terenie całego miasta zagłosowali radni miejscy z koalicji PiS-u i Porozumienia Samorządowego Prawicy Puławskiej.Tylko czy to ograniczenie pomogło w rozwiązaniu problemu mieszkańców?

- Musimy pamiętać, że nie zlikwidujemy całkiem tego zjawiska. Mamy jednak informacje od ludzi, którzy mieszkają w pobliżu tych sklepów, że po wprowadzeniu zakazu jest dużo spokojniej - twierdzi Ireneusz Rzepkowski, przewodniczący klubu PiS w radzie miasta, który głosował za wprowadzeniem zakazu.

Zmniejszoną liczbę interwencji w związku z zakłócaniem ciszy nocnej widać też w policyjnych statystykach. Choć dokładnych liczb brak, to jednak mundurowi przyznają, że od czasu wprowadzenia zakazu, pod „monopolami” jest nieco spokojniej.

- Owszem, interwencje się zdarzają, ale zaobserwowaliśmy, że w nocy jest ich mniej - informuje Ewa Rejn-Kozak, rzecznik puławskiej komendy policji.

Dalszy ciąg artykułu dostępny na stronie Kuriera Lubelskiego Plus - LINK